Nie mam dziś dobrych wiadomości. Mam bardzo złe. U nas znowu zdarzyło się coś złego, znowu dotknęło to synka i znowu musiał się nacierpieć.
Znowu jest w gipsie.
Kurwa no nie!
Nie wierzę.
Znowu połamał sobie kończynę przy jednym z rodziców, tym razem przy mnie.
Znowu zrobił to w mieszkaniu.
Znowu zrobił to na kanapie. Na tej samej, na której połamał nogę.
Masakra, nie mogę w to uwierzyć.
Fakt jest jednak taki, że kiedy widziałem, jak spadał, to byłem pewien, że to się skończy źle. Spadł z boku narożnika, przed siebie, prosto na głowę. Podparł się w ostatniej chwili rączką. I nie wytrzymała tej jego masy. Teraz wmawiam sobie, że mogłem jakoś temu zapobiec. Ale chyba robię to na siłę. Mówiłem, ostrzegałem, a nie mogę w każdej sekundzie jego życia być przy nim, aby go ratować. Niestety.
Mówiłem Kasi natychmiast, że musimy jechać do szpitala, bo tam będzie złamanie. Ona mnie uspokajała, ale finał był taki, że wylądowaliśmy na pogotowiu i Andrzejowi założyli gips. Na trzy tygodnie.
Chłopak był bardzo dzielny. Teraz, już z gipsem, też świetnie sobie radzi. Da radę. Ale niech mi ktoś powie dlaczego do cholery spotyka to właśnie jego? Drugi raz. A ma dopiero 3.5 roczku.
Lekarze mnie uspokajają, że jego kości nie wskazują na jakąkolwiek ułomność, przez którą mogłyby być bardziej łamliwe. Twierdzą, że zwyczajnie ma pecha.
Sam już nie wiem co myśleć. Teraz najważniejsze jest, aby rączka szybko się zrosła. Nie było żadnego przemieszczenia, złamanie kawałek za nadgarstkiem, na szczęście.
Swoją drogą Andrzej robi tak wiele hardkorowych rzeczy, skacze, spada, lata. Okazję do złamań ma co chwilę. Więc myślę, że faktycznie z jego kośćmi wszystko jest w porządku, ale i tak nie wiem czy nie trzeba będzie tego zbadać w specjalnych badań, muszę takich poszukać.
A teraz ślij moc dobrych życzeń dla Andrzejka. Mocno ich potrzebuje.