My się w tym nowym mieszkaniu chyba pozabijamy.
Zamiast się cieszyć i radować z nowego lokum, to my ciągle się kłócimy.
Kasia jest zmęczona opieką nad dzieckiem i równoległymi próbami ogarniania mieszkania.
Ja jestem zmęczony nocnymi pobudkami, pracą, remontem, ogarnianiem mieszkania.
Oboje jesteśmy nerwowi i łatwo dochodzi do spięć. Wczoraj nawet stwierdziłem, że lepiej było kupić dwie kawalerki zamiast trzech pokoi ;-).
Masakra, a gorsze jest to, że te spięcia zaczęły się już wcześniej, w okresie przeprowadzkowym. Po prostu chyba nie radzimy sobie w nerwowych sytuacjach i oboje stres wyładowujemy wzajemnie na sobie. Tak sobie myślę, że nie jest to gwarancją udanego małżeństwa. Mało tego, to jest nasza porażka i powinniśmy się za to wstydzić.
Planując przeprowadzkę byłem pewien, że będziemy szczęśliwi. W końcu zamieniliśmy mniejsze mieszkanie na większe. Zamieniliśmy mieszkanie bez balkonu, na mieszkanie z balkonem. Do tego w przyjemniejszej okolicy. Miało być fajnie, a jest dupiato.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że oboje przeżyjemy ten nerwowy okres i żadne z nas nie trafi do więzienia.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że za te kilka dni emocje opadną, a nam będzie żyło się lepiej.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że przy kolejnej tego typu sytuacji nie będziemy się tak gryźć.
A że nadzieja jest matką głupich, to wiemy wszyscy. I wszystkie te nadzieje pewnie się nie spełnią ;-).
Pozostaje mi tylko wsłuchanie się w piosenkę.