Kurcze no muszę się pożalić. Ja wiem, że takie zrzędzenie dla Polaka jest typowe. Albo mu za gorąco, albo za zimno, albo za mokro. Ale kurde blade, ostatnio pogoda robi sobie takie jaja, że nie da się tego wytrzymać.
Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie, w Tarnowskich Górach, dawno nie było już normalnej pogody. Czyli powiedzmy jasno, przyjemnie, słonecznie, ale z temperaturą koło 25 stopni. Tutaj ciągle są jakieś anomalia, typu:
- gwałtowne ocieplenia
- gwałtowne ochłodzenia
- burze, wichury, pioruny, grzmoty
- 40 stopni
- 18 stopni
Człowiekowi robi się po prostu źle. Ok, gdyby przez 12 miesięcy w roku było u nas 40 stopni, to pewnie bym się do tego przyzwyczaił. Ty pewnie też. Ale tutaj nie mamy szans na to, aby do tego przywyknąć, bo po kilku dniach upałów następuje zjazd temperatury. I to od razu o 20 stopni, bo po co zrobić to na spokojnie.
I podobnie jest w drugą stronę. Kilka dni szaro burych, smutnych, deszczowych i chłodny. Wstajesz następnego ranka, a tu buch, piekło, upał, gorąc. Trochę przesadzam, bo wszystko to pojawia się troszkę później, niż od samego rana, ale wiesz o co mi chodzi.
Człowiek idzie wieczorem na spacer z psem w ukropie, kładzie się spać martwiąc tym, że się rozpłynie, po czym wstaje, wychodzi w krótkich spodenkach na spacer z tym samym psem, a na dworze szaro i 13 stopni. Zimno!
Wkurza to mnie. Rozregulowuje to mnie, starego konia. Jak bardzo negatywnie wpływać musi to zatem na małe dziecko, które nie wie co się dzieje i dlaczego raz jest mu tak gorąco, a raz chłodno? Jestem przekonany, że takie gwałtowne zmiany pogody mają negatywny wpływ na organizm małego dziecka.
Chciałbym zatem, aby ta pogoda dała nam jakąś stabilizację. Jakąkolwiek. A najlepiej przy temperaturze w okolicach 25 stopni, przy małym zachmurzeniu. Bo to odpowiada mi najbardziej 😉