Zdarzają się takie chwile, w których wstydzę się za siebie tak mocno, że aż strach. Zdarzają się takie chwile, w których myślę, że nie zasługuję na to, aby być ojcem, bo zachowuję się żenująco. Zdarzają się takie chwile, przez które mam obawy, że znienawidzić mogą mnie moje dziecko i moja żona. W dodatku jestem idiotą, który swój debilizm postanowił publicznie opisać na blogu.
Potraktujmy to jako formę terapii.
Krótkiej.
I skutecznej.
To było w nocy z niedzieli na poniedziałek. Dzień po zmianie czasu. Położyłem się spać jakoś po 23, bardzo długo nie mogłem zasnąć, co mocno mnie irytowało, bo wiedziałem, że budzik mi nie wybaczy, i i tak zadzwoni, aby przypomnieć mi, że trzeba iść do pracy. Po jakimś czasie w końcu zasnąłem, w bólach. Aż nadeszła godzina druga, kiedy to obudził się Andrzejek. Synek ma taki zwyczaj, że budzi się w środku nocy i drze się jak opętany. Wtedy my krzyczymy do niego, że jeśli chce przyjść do nas do łóżka, to może to zrobić. Zwykle przychodzi, kładzie się pomiędzy nami i zasypia. Wtedy było inaczej.
Andrzej płakał, wiercił się, kopał nas, uderzał łokciami, szarpał, kładł się na nas, raz nawet dostałem z dyńki w nos. W tym czasie my staraliśmy się go uspokoić, ugłaskać i przekonać do tego, że w nocy trzeba spać. Żona cały czas robiła to łagodnie, ja natomiast zachowywałem się coraz mniej sympatycznie. Cała sytuacja skończyła się tym, że mój budzik dzwonić nie musiał, bo ja z nerwów do rana już nie zasnąłem. Andrzej z Kasią na całe szczęście jakoś koło 4 zasnęli.
Ja byłem potwornie zły na siebie o to, że jestem pieprzonym egoistą.
Dlaczego?
Dlatego, że po pewnym czasie krzyczałem na dziecko, na siłę przytrzymywałem je w łóżku, jeszcze raz krzyczałem, darłem się wręcz. Szczegółów przytaczał nie będę, bo mi wstyd, w każdym razie zachowywałem się jak ostatni idiota, a to tylko dlatego, że wciąż, zwłaszcza w nocy, zamiast myśleć o dziecku, to myślę o sobie. Jak egoista. Chcę, abym to ja się wyspał. Chcę mieć spokojną noc. Chcę wypocząć. A kiedy dziecko mi to uniemożliwia, to strasznie się na nie wkurzam. I po kilku próbach uspokojenia go w sposób czuły zaczynam wybuchać, oczywiście, gdy wcześniejsze próby są nieskuteczne.
Wybucham robiąc przykrość nie tylko sobie, ale też żonie i dziecku. Po jakimś czasie oczywiście wracam do siebie, przytulam dziecko, a ono zasypia. Szkoda tylko, że wcześniej musi wziąż płakać i łkać przez to, że ma ojca idiotę. Szkoda tylko, że wcześniej zdenerwować muszę żonę.
Boję się, że przez swój egoizm i ciągłe myślenie o tym, że to ja muszę się wyspać, a nie o tym, że coś niepokoić może moje dziecko, stracić mogę zaufanie i miłość tych dwóch najważniejszych dla mnie osób.
Ja nie wiem co się ze mną dzieje w nocy. Za dnia tak bardzo się nie wkurzam.
Chyba czas posłuchać lekarza i kupić sobie jakieś positivum. Zanim zacznę się wstydzić wracać do domu.