Całe życie żyłem w przekonaniu, że biura nieruchomości to firmy, które niewiele robią, a za każdą transakcję kasować chcą grube prowizje. Cały czas uważałem, że korzystanie z oferty biura nieruchomości jest głupotą i wyrzucaniem pieniędzy w błoto, no bo przecież lepiej kupić czy sprzedać mieszkanie bezpośrednio, oszczędzając tym samym kasę, która miałaby być prowizją dla biura. W ostatnich dniach cały mój światopogląd przewrócił się do góry nogami, a to z uwagi na to, że zwyczajnie załamuję się tym, co dzieje się w głowach ludzi. I zwyczajnie dochodzę do wniosku, że lepiej zapłacić kasę agencji i oszczędzić sobie kontaktu z ludźmi nienormalnymi.
Nie wiem czy ja mam pecha, czy po prostu większość ludzi ma problemy z głową, ale przybliżę Ci tutaj dwie sytuacje, z którymi spotkałem się wczoraj. Zdarzyło się to jednego dnia i wkurzyło mnie to na tyle, że postanowiłem przygotować ten tekst. Częściowo po to, abyś miał się z czego pośmiać. Zaraz przekonasz się dlaczego.
Pierwsza sytuacja nie jest jakoś bardzo zabawna. Chodzi o kobietę, która wystawiła ogłoszenie w sprawie sprzedaży mieszkania. Po rozmowie w okolicach południa umówiła się ze mną na oglądanie mieszkania o godzinie 18. Zaplanowałem już sobie dzień, powiadomiłem o oglądaniu Kasię, byłem napalony, a tu nagle koło 16 dostaję telefon, że tak w zasadzie, to ona nie wie czy chce sprzedać to mieszkanie. Że może jednak by je sobie zostawiła, może zostawi je dzieciom, a może się zastanowi. No i z oglądania nici. Pani jest niezdecydowana, a ja tracę na nią czas. Dobrze, że zreflektowała się przed oglądaniem mieszkania, a nie przed wizytą u notariusza.
A teraz będzie śmieszniej. Usiądź wygodnie i trzymaj się czegoś, aby nie spaść z krzesła.
Pierwszy telefon też wykonałem jakoś koło południa. Bardzo atrakcyjne ogłoszenie, mieszkanie na 1 piętrze, dobra cena, fajny metraż. Dzwonię podniecony do chłopa i czekam aż odbierze. W końcu odbiera, ale stwierdza, że on nie ma teraz czasu ze mną rozmawiać i prosi o telefon za kilka godzin. Myślę sobie, że to dziwne, w końcu powinno mu zależeć, ale ok – może pracuje, zadzwonię później. Dzwonię po 2-3 godzinach i rozmowa wygląda mniej więcej tak:
– dzień dobry, dzwoniłem do Pana koło południa, chciałem się umówić na oglądanie mieszkania, które ma Pan na sprzedaż
– proszę Pana, ja sprawdziłem Pana w internecie, Pan ma firmę w Tarnowskich Górach na Osadzie Jana
– no tak, zgadza się, firma jest zawieszona, a co to za różnica?
– to jest agencja reklamowa, a ja mam zaplanowane, aby sprzedać to mieszkanie rodzinie z dziećmi, ono jest na to przygotowane
– no i wszystko się zgadza, chyba słyszy Pan w tle mojego płaczącego synka
– nie, ja nie sprzedam tego mieszkania korporacji
– jakiej korporacji, ja chcę kupić mieszkanie dla rodziny
– nie, Pan chce mnie oszukać…
– dobra, nie będę z Panem dłużej rozmawiał, do widzenia.
Żałuję, że nie powiedziałem mu, aby się zbadał.
I powiedz mi, czy to jest normalne? Czy ten gość jest zdrowy psychicznie? Czy to początki schizofrenii lub jakiejś psychozy? A może alzheimer? Nie mam pojęcia, w każdym razie bałbym się od niego cokolwiek kupić. Mógłbym teraz poprosić, aby zadzwoniła do niego Kasia, z czystego numeru telefonu, którego nie znajdzie prześwietlając internet. Ale po co?
Później kupię od niego mieszkanie, nie wiedząc czego się po takim gościu spodziewać. Kto wie czy po roku nie odwiedziłby nas z Policją stwierdzając, że oszukaliśmy go i mieszkamy tam bezprawnie, a on wcale nie chciał sprzedać nam mieszkania. Kto wie czy nie odwiedzałby nas, aby sprawdzić jak sobie żyjemy. Nie wiadomo, bo gość wyraźnie ma nierówno pod sufitem i zakup od niego mieszkania mógłby być uciążliwy i problematyczny.
Zwyczajna maskara. Siedzę teraz patrząc na kolejne ogłoszenie i zastanawiam się czy dzwonić, czy też lepiej sobie odpuścić. No bo mam już uraz i boję się, że trafię na kolejny dziwny przypadek.
Ale zadzwonię, bo mimo wszystko nie chcę, aby moje dziecko było bezdomne :D.