Od około 2-3 tygodni planuję, że gdy tylko się wypogodzi, to wsiądziemy z Kasią i Andrzejem w samochód i wybierzemy się na 3-4 dni do Częstochowy. Mam tam rodziców, którzy z kolei mają dom z ogródkiem. A nam w chwili obecnej relaks w takim ogródki jest bardzo wskazany. No i się wypogodziło.
A że w życiu istnieje coś takiego jak prawo Murphyego, to oczywiście w dniu, kiedy się wypogodziło musiało stać się coś jeszcze. Oczywiście coś złego. No i się stało. Zepsuł się mój kochany samochodzik.
Pojechałem w odwiedziny do kumpla, który akurat miał u siebie urządzenie do ozonowania samochodu. Korzystając z okazji odpaliłem silnik w moim BMW, uruchomiliśmy ten cały ozonator, czy jakkolwiek inaczej się to nazywa i czekaliśmy 20 minut, aż urządzenie wykona swoją pracę. Nie doczekaliśmy się, bo w samochodzie szybko zaczęły parować szyby, później zagrzał się silnik, spod maski poszła para, a ja wpadłem w przerażenie.
Na szczęście był przy tym Adaś, który na spokojnie przyrzał się całej sprawie i stwierdził nieszczelność w chłodnicy. Auto trzeba było zawieźć do mechanika.
Dziś dowiedziałem się, że do wymiany mam nie tylko chłodnicę, ale też wisko (to ono nawaliło, w efekcie czego rozsadziło chłodnicę) i termostat, którego jak się okazało w samochodzie nie było. Po prostu ktoś już wcześniej miał problem z grzaniem sie tego samochodu i poszukał taniego rozwiązania eliminując termostat.
No i teraz zastanawiam się czy zdążą naprawić mi ten samochód do jutrzejszego poranka, aby ten weekendowy wyjazd do Częstochowy mial sens.
Mam nadzieję, że tak, chociaż słono będzie mnie to kosztowało. Jeden plus całej sytuacji jest taki, że do awarii doszło przy okazji wizyty u kumpla, a nie np. na środku drogi, gdy jechałbym gdzieś z całą moją rodzinką 😉