Spójrz, pisząc tytuł tego artykułu poczułem się jak dziennikarz onetu czy innego faktu. Dramatyczny tytuł, który sieje popłoch, a niczego nie wyjaśnia. Dociekliwych zachęca natomiast do tego, aby z ciekawości w niego kliknąć, by sprawdzić co znowu ten Zbyszek wymyślił. A widzisz, coś tam wymyśliłem, ale nie – nie wyprowadzam się z domu.
Wczoraj były walentynki. Nagle wszyscy byli dla siebie bardziej mili, bardziej życzliwi, bardziej kochani. Wszyscy poza mną i Tobą, bo przecież my dla naszych połówek jesteśmy tacy zawsze, nie? 😉
W naszym przypadku mieliśmy jeszcze dodatkową atrakcję, jaką była ósma miesięcznica naszego synka. Leci ten czas jak wściekły, aż się to w głowie nie mieści. No właśnie… czas leci, ale jedno się nie zmienia. Ja ciągle jestem bardzo zmęczony i bardzo niewyspany. Pamiętasz, jak jakiś czas temu pisałem o tym, że chyba każdy ojciec myśli o wyprowadzce z sypialni?
Napisałem wtedy, że pomimo zmęczenia wywoływanego przerywanym snem nie chcę opuścić sypialni, w której śpi żona z synkiem. Chciałem delektować się jego obecnością i twierdziłem, że za tymi pobudkami jeszcze kiedyś zatęsknię. No i obym zatęsknił, a szansę będę miał na to bardzo szybko, a to dlatego, że właśnie wczoraj, przy okazji walentynek zdecydowałem się wyjść żonie z łóżka i położyć się spać w drugim pokoju.
Zwyczajnie nie daję rady. Przygotuj się więc teraz na kilka argumentów mających przekonać i mnie i Ciebie, że opuszczając na noc żonę i syna nie robię nikomu przykrości, a głos pojawiający się w mojej głowie i mówiący „tato mój tato, czemuś mnie opuścił” jest zwyczajną brednią.
Po pierwsze: ja muszę efektywnie pracować. Nie ma opcji, pieniądze z nieba same nie spadną. A wszyscy wiemy, że będąc wyspanym człowiek pracuje lepiej, szybciej, wydajniej. Ma ciekawsze pomysły, szybciej je realizuje. A mam obawy, że w ostatnich tygodniach tego polotu mi brakuje. Andrzej, pomimo upływu kolejnych miesięcy, ciągle w nocy budzi się równie często, co zaraz po narodzinach. O ile nie częściej. Do tego w weekendy do wiwatu daje jeszcze mocniej, przez co w weekend spałem średnio koło 4-5 godzin. Trochę mało. Dla mnie za mało.
Po drugie: ja muszę być zdrowy i silny. A bez snu założeń tych spełnić się nie da. Zwłaszcza, jeśli w ciągu dnia ciągle się pracuje i nie ma się szansy czy czasu na to, aby odsapnąć, odetchnąć i zrobić sobie drzemkę.
Po trzecie: ja nie mogę być nerwowy. A jestem, bo przy tym ciągłym zmęczeniu na własne oczy widzę jak łatwo się wkurzam. Czy to na żonę, czy na rodzica, na akumulator czy też na psa. Tak być nie może.
Po czwarte: ja muszę być przytomny. A nie jestem. Dwa dni temu zamyśliłem się na spacerze z psem, nie zauważyłem, że zainteresował się czymś po drugiej stronie drogi, a on to wykorzystał i wybiegł na drogę, prosto pod samochód, który na szczęście zdążył się zatrzymać. Łatwo się domyślić, że nie chcę powtórki tego typu sytuacji. Z udziałem jakichkolwiek bohaterów.
Dziś spałem już więc w drugim pokoju. I czuję się silniejszy i spokojniejszy. Nie zmęczył mnie nawet wydłużony dzień „aktywności”, która związana była z wizytą Andrzejka u lekarza. A no właśnie, bo udało nam się dogadać z recepcjonistkami, które nasze poniedziałkowe badanie przełożyły na dziś. Na całe szczęście.
Bo gdyby nie to, to samochód byłby u mnie skreślony 😉