Kiedyś, jeszcze jakieś 3 lata temu, nie wyobrażałem sobie, aby Sylwestra spędzać siedząc na dupie w domu. Grając w coś z żoną i z ewentualnymi znajomymi. Nie jestem typem imprezowicza, ale i tak Sylwestra traktowałem jako dzień, w którym zabawa jest obowiązkowa. Co roku szukałem jakiegoś lokalu, do którego mógłbym zabrać Kasię. Co roku zastanawiałem się czy będzie fajnie i czy siądziemy koło kogoś ciekawego.
Aż w pewnym momencie wszedłem w okres, w którym imprezować mi się nie chce. I wcale nie musi wiązać się to ze zmęczeniem rodzicielstwem. I zupełnie mnie to nie martwi, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kiedyś ten stan rzeczy się zmieni.
Życie tak już chyba wygląda, że najpierw człowiek szaleje, później stwierdza, że mu się nie chce, a później znowu chce szaleć. Nie ma w tym nic dziwnego, przez co wcale nie czuję się odludkiem i samotnikiem. I żadna presja społeczna nie zmusi mnie do tego, aby na taką imprezę iść.
A presja społeczna jest, bo już kilka razy słyszałem „nie bądźcie jak starcy, zostawcie nam dziecko i idźcie się pobawić, nie siedźcie ciągle w domu”.
Ludzie się dziwią, że mając 31 lat wolę siedzieć w domu zamiast iść na imprezę.
No ale kurcze, cóż mam zrobić, skoro tak właśnie jest.
Andrzejek niemal każdej nocy nas budzi. Jesteśmy zmęczeni i senni. Do tego mamy obowiązki związane z domem, pracą, własną firmą i psem. Mając chwilę wolnego marzymy o tym, aby sobie usiąść, obejrzeć ulubiony serial czy zajrzeć w wiadomym celu do łóżka.
Wcale nie marzymy o imprezie.
Dlatego też nie życzę Ci hucznego Sylwestra. Życzę Ci za Sylwestra takiego, o jakim marzysz. Może być huczny, a może być spokojny.
Może być na sali balowej, a może być w domu: na kanapie, w skarpetkach i z piwem w dłoni.
Róbta co chceta.
Ale w Nowym Roku bądźta szczęśliwi.