Dobra, wczoraj w Polsce spadł śnieg, a w związku z tym, że mamy drugą połowę kwietnia, to wszyscy są oburzeni. Żalą się, że im zimno, że kurtki i buty zimowe schowane, że opony w samochodach wymienione na letnie i że wiosna zaskoczyła drogowców. A ja w swoim imieniu żalić się nie będę, no bo przecież jakoś to przeżyjemy, a przynajmniej dzieci mają frajdę.
Pożalę się jednak w imieniu drzewek, kwiatuszków, krzaczków i innych roślinek, które za sprawą śniegu i mrozu mogą bardzo ucierpieć.
Przyroda obudziła się już po zimowym śnie. Drzewka zaczęły nabierać soków i kwitnąć, pojawiły się na nich liście. Od kilkunastu dni podobnie było w przypadku kwiatków, krzaczków i innych roślinek, które mijamy w czasie codziennych spacerów. To dzięki temu świat zaczął wyglądać piękniej, atrakcyjniej, fajniej. A tu nagle śnieg, mróz… zima i to na poważnie, u nas spadło kilkanaście centymetrów śniegu i cały czas mamy ujemną temperaturę powietrza! I jak tu nie mieć wrażenia, że gdzieś tam za oknem umiera właśnie jakiś piękny kwiat? Albo jakieś drzewko, które miało dać nam pyszne czereśnie?
I tak sobie myślę, że takie anomalia pogodowe dla przyrody mogą być zabójcze. Nie uważałem na biologii i nie mam w tym zakresie specjalistycznej wiedzy, ale tak podpowiada mi logika. No bo drzewka pomorzną, kwiatki powiędną, a my zostaniemy w szarości. Smutno nie? A co jeśli mrozy będą na tyle szkodliwe, że pomarzną nam drzewa owocowe, w efekcie czego w tym roku nie dadzą nam owoców? Pozostanie nam jedzenie sztucznych i faszerowanych chemią owoców z marketów. Masakra.
Pamiętam już jeden taki rok, chyba jakoś z 7 lat temu, kiedy śnieg spadł w maju. Wtedy zamarzł orzech rosnący na działce u moich rodziców, przez co na jesień nie mieliśmy frajdy związanej ze zbieraniem i zjadaniem pysznych orzechów włoskich z własnego podwórka…
W Święta byliśmy u moich dziadków i widziałem dziesiątki pomidorków w doniczkach, które dziadek póki co hoduje w mieszkaniu trzymając je na parapecie. Pewnie planował wkrótce przenieść je do ziemi, do szklarni, ale chyba będzie musiał poczekać. Patrząc na okno i pamiętając, że jeszcze tydzień czy dwa temu było tam 15 stopni mam wrażenie, że lepiej z przesadzaniem ich do ziemi poczekać jak najdłużej, bo ten nasz klimat nieco szaleje.
Trzymajmy więc kciuki za przyrodę, aby dała sobie w tym mrozie radę.
I przytulajmy się do naszych bliskich, aby było nam cieplej.