My tu sobie gadu, gadu, a czas leci. Dawno nie było wpisu o Andrzejku, a tymczasem okazuje się, że na polskiej ziemi pojawić powinien się on najpóźniej za miesiąc. Tak, termin porodu zbliża się nieubłaganie 😉
Wczoraj mieliśmy prawdopodobnie przedostatnią wizytę u ginekologa. Jeśli Andrzej nie będzie się spieszył, bo jeśli przyjdzie do nas wcześniej, to może pozwoli nam zaoszczędzić troszkę pieniędzy 😉 Ciekawe czy jest oszczędny, jak tatuś 😀
Na wizycie, dzięki Bogu, wszystko ok. Andrzej leży sobie głową w dół, prawidłowo rośnie i przybiera na wadze (waży już ponad 2700g), to więcej niż w dniu swojego porodu miała moja żona. Generalnie wszystko z nim ok, tak samo jak i z Kasią, która pochwalić może się dobrymi wynikami badań krwi i moczu.
Wracając do tytułu. Został nam miesiąc „wolności”. Nasze życie za chwile przewróci się do góry nogami. Przede mną ostatnie chwile na to, aby beztrosko pić piwo, wódkę i robić inne głupoty, na które pewnie nie będę mógł sobie pozwolić przy małym dziecku.
Ale przecież to tego właśnie tak bardzo chcieliśmy. Więc czekamy na tego malca. Jestem pewien, że uczyni on nasze życie piękniejszym.