Dzieciak się jeszcze nie urodził, a my już mamy powody do stresu. Tak się składa, że w dniu dzisiejszym musieliśmy jechać na pogotowie. Dlaczego? Niestety, ale u Kasi pojawiły się krewienia. A z uwagi na to, że o dziecko staraliśmy się bardzo długo, to oprócz krwi pojawiły się też inne płyny, a mianowicie łzy. W każdym razie przejdźmy do rzeczy.
Najpierw pojawiły się niewinne czerwone ślady przy „podcieraniu”. Tu jeszcze nie było paniki, stresu i nerwowości, ale z czasem jakby to powiedzieć… przerodziło się to w małe krwawe chluśnięcie…
Wtedy nie pozostało nam nic innego jak szybki wyjazd na pogotowie (dobrze, że kupiłem to BMW) i oczekiwanie na werdykt lekarza: dzieje się coś, czy wszystko jest ok?
O dziwo nie musieliśmy długo czekać, Kasię na wózku zawieźli na badania, lekarz stwierdził, że wszystko jest ok, po prostu doszło do podrażnienia okolic kobiecych na skutek zażywania pewnego leku, jakim jest luteina.
I całe szczęście, bo uwierzcie mi, gdy czekałem w poczekalni aż z gabinetu wyjdzie lekarz, to było mi bardzo ciężko…