Lubisz amerykańską modę, która to coraz bardziej popularna staje się w naszym pięknym kraju? Ja jej nie lubię. I to nie dlatego, że wkurzają mnie straszne dynie czy czarnopiątkowe wyprzedaże, ale dlatego, że zwyczajnie wolałbym kultywować nasze tradycje, a nie czyjeś inne. W każdym razie od kilku lat w Polsce bardzo popularny stał się czarny piątek, czyli black friday – dzień wielkich wyprzedaży. W Ameryce ma on sens, jest to bowiem pierwszy piątek po Dniu Dziękczynienia i rozpoczyna przedświąteczny okres, w którym kupuje się między innymi prezenty.
A w Polsce? W Polsce nie wiąże się to z żadnym Świętem, nie wiąże się to z żadną tradycją. Nie wiąże się to z niczym innym poza nabijaniem portfeli sprzedawców, którzy w niższych cenach wystawiają często produkty, których dotychczas nie mogli się pozbyć lub te, które z rynku wyparte zostaną za chwilę przez swoich następców. Tak to niestety wygląda. W większości.
Bo nie da się ukryć, że wśród czarnopiątkowych okazji da się znaleźć jakieś perełki, z każdej kategorii. W tym dniu z pewnością da się kupić taniej, niż zwykle: perfumy, ubrania, zabawki, gry, sprzęt technologiczny czy nawet usługi. I właśnie dziś, dzień przed czarnym piątkiem chciałbym prosić Cię o to, abyś nie dał czy nie dała wciągnąć się w to szaleństwo.
Kupuj w tych promocjach tylko to, co rzeczywiście jest Ci potrzebne lub potrzebne będzie Ci w przyszłości. I nie mam tu na myśli odkurzacza do liści, który wykorzystasz być może za 20 lat, kiedy wybudujesz swój dom na działce, którą być może kupisz za lat 17. Mam tu na myśli np. zabawkę, którą na Święta podarować będziesz mógł swojemu Chrześniakowi ;-).
Bo pamiętaj, że jeśli kupisz za 40zł coś przecenionego ze złotych 100, to nie zawsze oszczędzisz 60zł. Czasem po prostu pozbędziesz się tych czterech dyszek nabywając jakiś fajny zbieracz kurzu, który do niczego nikomu nie jest potrzebny.
Ostrożnie więc z tym czarnym piątkiem. Nie warto popadać w szaleństwo, które staje się coraz bardziej widoczne. Wierz mi, za kilka dni na youtube będzie niejeden nowy świr walczący w markecie o jakiś badziew. A w zasadzie nie o badziew, a o zniżkę.
Do niczego mu niepotrzebną.
Nie chcesz nim być. Wiem, że nie będziesz.