Niedziela, kiedyś wielu z nas uznawało ten dzień za taki, w którym można troszkę dłużej pospać, polenić się i generalnie odpocząć. Wszystko to zmienia się jednak w momencie, w którym w domu ma się mało dziecko. I dziś właśnie chciałem przedstawić Ci mój typowy niedzielny poranek, z którym wczoraj to musiałem zmierzyć się po raz kolejny.
Wygląda to mniej więcej tak.
Na zegarze wskazówka pokazuje cyfrę siedem, tak mniej więcej. Słyszę, że dziecko się obudziło i zaczyna coś stękać. Po 3 sekundach rozkręca się i jest już gotowe na to, aby biegać po całym mieszkaniu, odbijać się od każdej ściany, przerzucać wszystkie zabawki. Zanim jednak się za to weźmie ma inne pragnienie. Wiąże się ono z wyciągnięciem mnie z łóżka.
Mam tę świadomość, udaję więc, że śpię, niemal przestaję oddychać, oczy mam szczelne zamknięte. Dziecko się jednak łatwo nie poddaje, wspina się na łóżko, siada 10 centymetrów ode mnie i zaczyna powtarzać:
– tata
i tak po stokroć, za każdym razem głośniej.
W końcu nie ma szans, muszę otworzyć oczy i zacząć negocjacje. Mówię więc:
– Andrzejku błagam, połóż się koło mnie, dawno ze mną nie spałeś
Nic, zero reakcji. Cały czas słyszę tylko TATA!
Powtarzam się:
– Andrzej, błagam, chociaż na 3 minuty, połóż się.
WOW. Mamy reakcję, dziecko kładzie się opierając główkę na moim ramieniu, wierzę, że jeszcze zaśnie, a ja będę miał chwilę na spokojne leżenie plackiem.
Ta błoga chwila trwa jakieś 4 sekundy, dziecko nie ma więcej czasu na trwonienie go w łóżku.
Wstaje więc i wychodzi z wyrka. Zmierza w kierunku moich kapci. Przynosi je pod same łóżko, kładzie je obok mojej głowy, co jest wyraźnym sygnałem, że powinienem wstać, założyć kapcie i zacząć zajmować się dzieckiem.
I tu mam dwa wyjścia:
a) wstaję i dzień się zaczyna
b) dalej leżę
Gdy wstaję, to idziemy do łazienki, myjemy się, robimy śniadanie, myjemy zęby, wychodzimy na spacer z psem (czy zima, czy lato).
Kiedy wybieram opcję b, to Andrzejkowi kończy się cierpliwość.
Wchodzi zatem spokojnie na łóżko, zbliża się do poduszki, zbliża się do mojej głowy i łapie mnie za włosy. Nie szarpie mnie bez sensu, po prostu ciągnie mnie w górę sygnalizując, że jestem z lekka na straconej pozycji i nie mam jakiegokolwiek pola do negocjacji. Muszę wstać, inaczej będę łysy.
I teraz zaczynam rozumieć facetów, którzy z własnej woli golą się na łyso. Oczywiście tych dzieciatych, nie skinheadów.