Kurcze, dawno już Andrzejek nie płakał tak jak dziś i wczoraj. Wszystko przez katar.
Sami już nie wiemy czy u synka katar pojawił się z powodu przeziębienia, jakiegoś przewiania czy też przez ząbkowanie. Wczorajsza nocka w każdym razie była okropna i po raz kolejny przypomniała mi o tym, że rodzicielstwo nie jest lekkie.
I nie mówię tu o tym, że w czasie rodzicielstwa sprostać trzeba wielu problemom, że trzeba dbać o wychowanie dziecka, o jego edukację, o jego bezpieczeństwo i o jego przyszłość. To wszystko jest jasne i wiadome. Dla mnie jednak najgorsze są chwile, w których dziecko cierpi, kiedy z jego zdrowiem coś jest nie tak i kiedy płacze. Normalnie, z ręką na sercu mówię Ci, że gdy dziecko płacze, to boli mnie serce. I podejrzewam, że ma tak każdy rodzic.
Ja tu jestem rozedrgany przez katar. Ale podobnie było przy gronkowcu czy po rozmowie z kardiologiem. Nie wyobrażam sobie, co muszą czuć rodzice biednych dzieci, które zmagają się z gorszymi problemami. Pewnie myślą o mnie, że nie powinienem tego tak przeżywać, bo prawdziwych problemów jeszcze nie poznałem. I obym nie poznał. Wam w Waszych współczuję.
Będąc dzieckiem zawsze narzekałem, że rodzice przesadnie się o mnie martwią, że niepotrzebnie przejmują się tym, że obdarłem sobie rękę, rozbiłem głowę czy zawaliłem coś w szkole. Zawsze jednak wiedziałem, że jeśli dzieje mi się coś złego, jest mi przykro lub chce mi się z jakiejkolwiek przyczyny płakać, to rodzice zrobią wszystko, aby ten stan rzeczy zmienić. Dziwiło mnie to. I tak w 100% tego stanu rzeczy nie zrozumie się, póki nie będzie miało się dziecka. No, przynajmniej jeśli jest się takim człowiekiem jak ja. Może inni mają więcej empatii i uczucie to poznali już wcześniej.
Wiadomo, że ja zawsze martwiłem się o moją żonę, rodziców, rodzeństwo czy o dziadków. Przy dziecku jest to jednak odczuwalne na zupełnie inną skalę i to przez to serce boli tak bardzo. Pewnie również dlatego, że tak małe dziecko nie rozumie co jest grane – niczego nie można mu wytłumaczyć wyjaśniając, że czuje się źle, ale wkrótce będzie lepiej.
A najgorsze, że w takim przypadku, z którym teraz się mierzymy, nie za bardzo da się dziecku pomóc. Ba, wręcz pogarsza się sytuację odciągając dziecku gluty, co jeszcze bardziej wzmaga jego płacz. To boli, nawet pomimo tego, że ma się świadomość, że robi się dziecku dobrze.
Zastanawiam się czy rodzic jest w stanie uodpornić się na takie rzeczy? Czy z czasem problemy mojego synka nie będą przejmowały mnie do tego stopnia? Czy kiedyś nie będę musiał dzielić się swoimi emocjami na blogu, aby je rozładować?
Nie jest to miłe i przyjemne, ale chyba na tym polega rodzicielstwo. I prawdę mówiąc liczę na to, że mi to nigdy nie minie.
Bałbym się wtedy, że na dziecku zależy mi mniej, niż teraz. Jedyne, co może mi minąć, to chęć dzielenia się każdą taką sytuacją z czytelnikami, aby nie stwierdzili, że jestem nieco przewrażliwiony ;-).