Nie wiem co jest grane, ale na Śląsku panuje jakaś grypia plaga. Chorują dzieci, choruje młodzież i chorują starsi. Dopadło mojego siostrzeńca, dopadło moją mamę, dopadło moją siostrzenicę, dopadło babcię mojej żony, zaczęło dopadać mojego szwagra, a teraz zaczyna atakować również mnie. Nie bez przyczyny, w końcu za nami dzień babci i dzień dziadka, była więc okazja, aby spotkać się z każdym z chorych :D.
I ta grypa panuje chyba w całej Polsce, bo słuchając wiadomości w moim radioodbiorniku obiło mi się coś o uszy, że w tym sezonie Polacy biją jakieś rekordy w ilości zachorowań. A ja kurcze rozchorować się nie mogę. Z kilku powodów:
- ktoś musi zarabiać na rodzinę
- ktoś musi być zdrowy, żeby wybiegać psa
- nie mogę narażać na chorobę synka
Wiem, że w szklanej kuli chłopaka nie zamknę i przed wszystkimi zarazkami go nie ochronię, ale póki co mam straszne wyrzuty sumienia związane z tym, że istnieje ryzyko, że sam go zarażę. Dlatego też mimo gorszego samopoczucia nie siedzę dziś w domu, a w biurze, gdzie próbuję się kurować. Póki co faszeruję się kwasem l-askorbinowym. Czyli witaminą C lewoskrętną, taką mega mocną i przyswajalną przez nasz organizm. Podobno.
Później wypiję Theraflu, Kasia zrobi mi wodzionkę (wikipedia) i będę się modlił, aby moja choroba skończyła się jeszcze dziś i aby jej efekty nie były poważniejsze, niż ból głowy i katar ;-). Swoją drogą niezła ze mnie gnida, żona zaproponowała zrobienie wodzionki, a ja jeszcze coś jej napyskowałem tylko dlatego, że źle się czuję i nie mam apetytu.
A jak Twoje zdrowie? Mam nadzieję, że lepiej.
Jak poczuję się lepiej, to wrzucę tu kilka nowych tekstów, bo mam kilka pomysłów, niektóre nawet w fazie produkcyjnej, jak tekst o foteliku ;-).
Pozdro.