Dziś, z uwagi na to, że mamy Święto, nie chcę zabierać Ci wiele czasu. Opowiem Ci tylko krótką historię, która przydarzyła nam się minionej soboty, w Kościele, w czasie święcenia wielkanocnej Święconki.
Po wielu godzinach w końcu udało nam się wybrać do Kościoła. Poszliśmy całą rodziną niosąc nasz piękny koszyczek, w którym znajdowała się pachnąca kiełbasa, sól, chrzan, chlebek, szyneczka i coś tam jeszcze. Dotarliśmy do Kościoła, pomodliliśmy się nad Grobem Pańskim, a później czekaliśmy na moment, w którym do Kościoła wejdzie Ksiądz, aby poświęcić pokarm przyniesiony przez Wiernych. Gdy tylko wszedł, to Andrzej zaczął być marudny. Wyjąłem go więc z wózeczka i wziąłem na ręce, aby lepiej widział, co dzieje się wokół niego.
To nic nie pomogło, Andrzej zaczął głośno mówić „TAM”, a mi zaczęło być wstyd. Kasia wpadła na pomysł, aby podać mi Święconkę, która mogła zainteresować Andrzejka. I zainteresowała, w końcu ozdobiona była ślicznym kurczaczkiem, którym synek za chwilę zaczął się bawić. Ksiądz odmówił modlitwę, Wierni też, a później zaczął święcić nasze koszyczki.
Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy spojrzałem na Andrzejka, kiedy Ksiądz przechodził tuż obok nas, kropiąc wodą święconą nasz koszyczek. Koszyczek, w którym nie było tej wspaniale pachnącej kiełbasy. W swoich ustach miał ją bowiem Andrzejek, który bezwstydnie i bezczelnie przeżuwał ją patrząc w oczy Księdza.
A ja głupi myślałem, że on wciąż bawi się kurczaczkiem. Skubany, wie co dobre.
Powinienem być zły, że synek dopuścił się takiego czynu. Powinienem go ukarać za to, że znieważył Święconkę.
Powinienem, no i ukarałbym, gdyby miał 6 lat, a nie niecałe 2.
Teraz ledwo co powstrzymałem się od histerycznego śmiechu, który ostatni raz przydarzył mi się w Kościele, gdy miałem 6 lat, a jeden z kolegów zrobił coś naprawdę głupiego.