Takie zdanie padło ostatnio z ust mojej żony. To oczywiście przesada, bo synek rzecz jasna sypia, ale w ostatnim czasie dość nieporadnie.
Otóż od jakiegoś czasu w czasie snu nocnego budzi się on mniej więcej co godzinę. PRZEZ CAŁĄ NOC. Zwykle wystarczy go przytulić lub pogłaskać i po chwili zasypia. Jedna pobudka jest zwykle jednak bardziej wymagająca i kończy się kilkudziesięciominutowym płaczem, w czasie którego na równe nogi zrywają się wszystkie żyjące w naszym mieszkaniu istoty.
Te pobudki to ciężka sprawa zarówno dla synka, który z pewnością nie wysypia się przez nie tak, jak powinien, jak i dla mojej żony, która nie wiem jakim cudem jeszcze funkcjonuje. Ja bym chyba poległ, gdybym przez wiele kolejnych dni nie miał ani jednej nocy, w czasie której nie zaliczyłbym ani jednego snu trwającego ciągiem minimum te 4 godziny. Współczuję jej i jestem z niej bardzo dumny.
Chcę jednak głośno zastanowić się nad tym, co może być przyczyną tak częstych pobudek. Czy my popełniliśmy gdzieś błąd? Czy taka jest kolej rzeczy? Coś jest nie tak ze zdrowiem? A może po prostu taki jest nasz synek? Rozpocznijmy od możliwych błędów.
Czy dziecko budzi się przez nas?
Zdaję sobie sprawę, że to my możemy mieć wpływ na przerywany sen naszego dziecka. Po pierwsze dlatego, że popołudniami i wieczorami leci u nas włączony telewizor, a fakt ten ponoć może dość mocno wpływać na brak spokojnego snu u dziecka. Dziś telewizor będzie już wyłączony.
Po drugie, przyczyniać do tego może się też to, że Andrzejkowi w nocy jest zbyt gorąco, ale w to troszkę wątpię, bo ostatnio zmieniliśmy mu kołderkę na cieńszą i pod nią już się tak nie poci.
Po trzecie, u nas w domu jest dość nerwowo. Nie bijemy się, nie tłuczemy szklanek i nie chcemy się rozwodzić, ale praktycznie nie ma u nas dnia, w którym nie byłoby jakiegoś spięcia. Jak nie na linii mąż – żona, to na linii ja – pies, żona – pies, czy my – dziecko, bo i ono czasem próbuje wytrącić nas z równowagi, ale z tym jakoś sobie radzimy :D. Do tego dochodzą nerwy związane z bieżącymi sytuacjami w życiu…
W każdym razie, może nasza nerwowość udziela się również dziecku, którego organizm tak, a nie inaczej zachowuje się w nocy?
A może to taka kolej rzeczy?
Ta opcja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna. Pamiętam pierwsze miesiące życia syna, kiedy to żona każde dziwne zachowania zwalała na „skoki rozwojowe”, a ja się z tego śmiałem. Może i teraz jest podobnie? To raz.
A dwa, to idące zęby. Andrzej u góry ma jedynki i dwójki, a na dole jedynki i jedną dwójkę. Można się więc domyślać, że przebija mu się druga dwójka. To jednak nie powinno być przesadnie bolesne. Gorzej jest z czwórkami.
Już od kilku tygodni patrząc na górne dziąsła synka łapię się za głowę. Te czwórki idą do nas już bardzo długo, jakieś 2-3 tygodnie temu, gdy synek był przeziębiony i badał go lekarz, to już wtedy powiedział nam, że on przez te czwórki jest bardzo umęczony. A czas leci, a czwórek dalej nie ma. Domyślam się, że zmęczenie jest coraz większe, a jego objawem są te nocne jazdy.
Może tak być?
Problemów ze zdrowiem boję się najbardziej
Nie jestem lekarzem i się na tym nie znam, ale próbuję tutaj coś wydedukować. Jeśli czytasz mnie regularnie, to wiesz, że w czasie badań u kardiologa u Andrzeja zdiagnozowano pewien problem. Może Andrzej budzi się przez to zwężenie zastawki pnia tętnicy płucnej? Tak sobie kombinuję, że może w jakiejś fazie snu krew z serca dziecka nie odchodzi w odpowiednim rytmie, przez co mały się budzi?
Mam nadzieję, że to nie ten problem. Lekarz przed niczym takim nas nie ostrzegał, ale wkrótce mamy wizytę kontrolną i z pewnością go o to dopytam.
No chyba, że to urok naszego dziecka
A może nasze dziecko po prostu nie lubi spać? Może ono preferuje tylko godzinne drzemki, a w nocy po chwili stękania idzie spać dalej tylko dlatego, że rodzice się uparli i usiłują go ululać? Nie wiem.
Wiem jednak, że jeszcze przyjdzie taki czas, że synka z łóżka nie będę umiał wyciągnąć nawet siłą.
Wtedy też będę się wkurzał i stresował ;-).
Takie właśnie jest to rodzicielstwo :D.