Czwartek 12 godzin, piątek 12 godzin, sobota 13 godzin, niedziela (mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone :D) 4 godziny. Tyle czasu zajęło mi oklejenie mieszkania taśmami ochronnymi, pomalowanie sufitów i ścian, pomoc znajomemu w ułożeniu płytek na balkonie, poodklejanie taśm ochronnych i delikatne posprzątanie. Pracowałem ciężko jak wół, wypociłem się jak wściekły, umęczyłem jak skazaniec. Wszystko po to, aby jak najszybciej wrócić do żony i syna. Bo zwyczajnie za nimi tęskniłem i każdy dzień bez spojrzenia na nich był dla mnie dniem straconym.
Nigdy nie podejrzewałem się o nadmierną chęć do pracy. Do roboty fizycznej przyzwyczajony nie jestem. Wiadomo umiem sobie zmienić gniazdka, zaszpachlować dziurę w ścianie, pomalować ją czy wymienić kran, ale rzeczy takie robię okazjonalnie. Nigdy nie ciągiem przez tyle dni.
Początkowo sądziłem, że do nowego mieszkania będę jechał na 2 dni, porobię ile zdążę, a później wrócę do Częstochowy, aby odpocząć. Myślałem, że tym sposobem mieszkanie malował będę jakieś 2 tygodnie :D. Ale jednak wola zrobienia wszystko ciągiem, za jednym razem była silniejsza. No to tyrałem. I jestem bardzo zadowolony :D. No i zdziwiony, bo serio nie sądziłem, że można tak intensywnie pracować. Miłość do rodziny potrafi zdziałać cuda ;P.
Nie mam jeszcze zbyt wielu zdjęć naszego mieszkania, ale coś tam mogę pokazać. Muszę przyznać, że na początku nie byłem zadowolony, ale po zakończeniu całej roboty na mojej twarzy zagościł uśmiech. A w moim umyśle duma. Podoba mi się i jestem pewien, że w mieszkaniu tym będzie się nam dobrze żyło.
Przepraszam za bałagan w pokojach, ale w naszej sytuacji to normalne :D. W każdym razie te zdjęcia robione słabym aparatem nie oddają piękna mojego działa, na żywo jest rewelka :-). Teraz z niecierpliwością czekam na to, jak na efekty mojej pracy zareaguje żona. Oczywiście, gdy zobaczy je na żywo. Ale powinna być zadowolona, bo wszystko jest tak, jak sobie wymarzyła.
A ja po to tu jestem, aby spełniać jej marzenia.