Kurcze, jak ten czas szybko leci. Właśnie dziś minęły cztery tygodnie od momentu, w którym na świecie pojawił się mój synek. Masakra, nawet się nie obejrzę, a chłopak będzie pił piwo na ławce z kumplami, a parę lat później skończy 18 lat :D.
Dziś chciałem nawiązać jednak do jednej z dyskusji na Facebooku, z której dowiedziałem się, że studentów na kierunkach medycznych uczy się, że okres noworodkowy trwa do czwartego tygodnia życia dziecka. I tym właśnie sposobem okazuje się, że od dziś Andrzej nie jest już noworodkiem. A to dziwne, bo wciąż na takiego wygląda.
Dziwi mnie to książkowe podejście. Ja dzieciakami i noworodkami nie interesuję się od lat, ale w ostatnich miesiącach zdążyłem usłyszeć już, że okres noworodkowy trwa do 6 tygodnia życia (tak jak połóg), do 8 tygodnia życia, a nawet do 10. Wszystkie te informacje docierały do mnie z ust matek, byłych położnych czy forumowiczek. A tu proszę, na medycynie uczą inaczej. I nie wiem dlaczego.
Ja się z tym nie zgadzam.
Obawiam się, że dziecko w wieku czterech tygodni nie ma jeszcze dobrze wykształconego wzroku. Obawiam się, że nie odróżnia nocy od dnia. Obawiam się, że nie do końca rozpoznaje głos rodziców.
A to pozwala mi myśleć, że wciąż jest noworodkiem i tak też powinno się takiego dzieciaka traktować.
Kiedyś okres noworodkowy był dłuższy. Kiedyś dzieci w wieku 6 lat nie wysyłało się do szkoły (tak, wiem, że już się z tego wycofują). Dajmy tym dzieciom i noworodkom nacieszyć się tym okresem. Nie przyspieszajmy zmian.
Niech są noworodkami.
Niech wiszą przy cycku.
Nawet jeśli po tym 4 tygodniu nic nie zmienia się w traktowaniu naszego dziecka, a chodzi tylko o głupią nazwę, to ja i tak chciałbym pobyć tym noworodkiem trochę dłużej.
No bo co, ledwo się urodziłem, a już nagle mam być niemowlakiem?