Myślałem, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Sądziłem, że tylko w filmie w czasie małżeńskiej kłótni odbywającej się w samochodzie żona może chwycić za kierownicę prowadzonego przez męża samochodu i zacząć nią manipulować. Sądziłem, że tylko w Listach do M będę miał okazję zobaczyć tego typy incydent. Myliłem się.
Głupota ludzka jest nieograniczona.
Do takiego właśnie wypadku doszło zdaje się w sobotę w jednej z miejscowości położonej w województwie łódzkim. Podróżująca Toyotą rodzina swoją przejażdżkę skończyła na drzewie. W aucie była dwójka dzieci (3 i 6 lat), a także ich rodzice. Stare konie, bo po 39 lat. A jednak idioci.
Nie wiem i nikt nie wie o co się kłócili. W każdym razie ich awantura skończyła się tym, że kobieta chwyciła za kierownicę i w imieniu kierowcy wykonała manewr, który sprowadził ich na drzewo.
Podejrzewam, że ta kobieta, w czasie tych kilku sekund, gdy czekała na uderzenie w drzewo modliła się, aby dzieciom i mężowi nic się nie stało i aby ucierpiała tylko ona. Przy tak debilnym zachowaniu ja przynajmniej tak bym myślał.
I tak właśnie się stało.
Kobieta ma złamany kręgosłup, leży w szpitalu. Nie wiem co z nią będzie. Reszcie rodziny nic na szczęście się nie stało.
Ja rozumiem, że w małżeństwie można się kłócić. Ja wiem, że nie zawsze można odpuścić i czasem awantura jest nieunikniona. Od zawsze powtarzam jednak mojej żonie, żeby nie kłociła się ze mną w samochodzie, bo różnie może się to skończyć. Tam potrzebne jest 100% koncentracji. Bo samochód to narzędzie śmiercionośne. Powie Ci to każdy lekarz pracujący na pogotowiu.
Niech ta przykra przygoda łódzkiego małżeństwa, która przydarzyła się na samym początku okresu wakacyjnego będzie dla nas przestrogą. Nie kłóćmy i nie awanturujmy się w samodzie. Nigdy.
Chyba, że chcemy umrzeć. Ale wtedy lepiej skoczyć z wieżowca, niż narażać na niebezpieczeństwo innych.