Ludzie, ja jestem ostatnim do tego, aby krytykować kogoś za sposób przewodzenia dziecka w samochodzie.
Nie krytykuję rodziców za to, że przewożą dzieci w fotelikach kupionych za parę stówek w marketach.
Nie krytykuję rodziców za to, że przewożą dzieci w fotelikach/nosidełkach z wózków w zestawie 3w1.
Nie krytykuję rodziców za to, że przewożą dzieci przodem do kierunku jazdy.
Nie krytykuję rodziców za to, że przewożą dzieci ubrane w kurtkę.
Wszystko to mieści się w mojej głowie, a część z tych rzeczy jest dla mnie nawet normalna. Ale kurde ostatnio zobaczyłem coś, czego pojąć już nie mogę.
Zobaczyłem coś, co aż tak bardzo zorało mi umysł, że postanowiłem napisać o tym na blogu.
Otóż wyobraźcie sobie, że ostatnio widziałem młodą mamę, która swoje kilkumiesięczne dziecko przewoziła samochodem w GONDOLI.
W zwykłej gondoli, ze starego, używanego wózka. W gondoli, która w żaden sposób nie była przystosowana do jazdy samochodem. W gondoli, która w żaden sposób nie była przypięta do kanapy. W gondoli, do której w żaden sposób przypięte nie było dziecko.
No masakra, nie mogłem w to uwierzyć.
I wiesz co? Mam wyrzuty sumienia, że nie zareagowałem. Przeszło mi to przez myśl, ale stwierdziłem, że nie chcę być tym, który wtrąca się w czyjś pomysł na opiekę nad dzieckiem.
Ale chyba jednak powinienem? Bo tu było wyraźne zagrożenie dla życia malucha.
Powinienem był się odezwać, a może nawet klepnąć kobietę w czoło.
Cóż, piszę przynajmniej ten tekst. Może na niego trafi. I może zmądrzeje.